Nazywam się Riviera. Mieszkam w San Diego. Mam 16 lat i jestem wielką fanką Paramore. Jestem okropną buntowniczką, nie znoszę jak mi się mówi co mam robić. A dzisiaj chciałam opowiedzieć wam historię, która przydarzyła mi się pewnego razu, a więc tak...
Były święta.
Konkretnie 25 grudnia i czas aby odpakować prezenty, tylko najpierw trzeba wstać.
No więc wstałam i zwlokłam się na dół po schodach.
Pod choinką, dość małą i sztuczną, stało kilka pudełek, jedno było chyba wyższe ode mnie i miało dziury zakryte siatką. Najdziwniejsze było to, że był podpisany dla mnie!
Spojrzałam na karteczke, było tam napisane:
Bardzo spodobał mi się twój list, szkoda tylko,
że nie wysłałaś go sama...
Mam nadzieję, że nie zmienił się twój gust przez rok...
~Santa
P.S. Pamiętasz jeszcze ten list? :
Drogi Mikołaju
Byłam grzeczna cały rok, nielicząc tych miesięcy kiedy nie byłam... Słuchaj Święty... bardzo mi zależy na chłopaku o cudownym głosie, ciemnych, dobrze ułożonych włosach, oczach o niesamowitym brązowym kolorze, żeby był wysoki i silny. Chciałabym mu się podobać za to kim jestem, żeby mnie kochał, żebyśmy do siebie pasowali i żeby mieszkał w miarę blisko (do 400 km) Dzięki, pozdro i pa!
~Riviera
~Riviera
-Ale to nie możliwe! Przecież Mikołaj nie istnieje, a ja tego listu nie wysyłałam!
Delikatnie rozwiązałam kokardę i natychmiast pokrywa wyleciała w powietrze. Z pudła wychylił się chłopak wyglądający zupełnie tak jak go opisałam. Tylko, że na szyi miał uroczą różową obróżkę z przywieszką w kształcie serca z napisem "Logan".
-Logan, tak? - spytałam słodko, ciągnąc go za serce do siebie
-Tak, jakbyś mogła pomóc mi zdjąć tę obrożę, a wgl to kim ty jesteś?!
-Riviera i nie pomogę ci - rzekłam ostro, ciągnąc go coraz mocniej.
- Chce wrócić do domu
- To wracaj, gdzie mieszkasz?
- Sunset Boulevard
- Chwila moment, to jest w Los Angeles...!
- Co w tym dziwnego?
- Jesteśmy w San Diego! Ale mam nadzieję, że dasz sobie radę i jakoś tam dotrzesz, jak będziesz w domu to zadzwoń - powiedziałam, odwracając się i odchodząc, jednak Logan nie dał za wygraną, złapał mnie za nadgarstek i odparł:
-Pomożesz mi wrócić do domu albo pozwę cię o porwanie
-Ale ja cię nie porwałam
-Wiem, ale jak mi pomożesz to zapewnie ci wygodny transport w drogę powrotną
-Nie lubię cię
-Wiem
-Zgoda... ale teraz idę na kolację bożonarodzeniową
-To co ja mam robić?
-Możesz iść z nami
I poszedł. Najlepsza była reakcja babci na widok Logana
-Rivierko, a co to za młodzieniec?
-Leżał pod choinką, babciu... - odparłam z szelmowskim uśmiechem kolejny raz ciągnąc go za serce na obroży.
-Też bym takiego chciała...
-Chcesz, mogę ci go oddać, bo ja go za bardzo nie lubię... - na te słowa, Logan ścisnął moją rękę jeszcze bardziej (nawet nie zauważyłam, że się trzymaliśmy za ręce) i spojrzał na mnie blagalnie
- Chociaż może lepiej dam ci sweter ze świecącym reniferem...
Reszta wieczoru minęła równie przyjemnie, raz nawet przez całkowity przypadek stanęliśmy razem z Loganem pod jemiołą, ale skończyło się na słowach "innym razem"
Następnego dnia wstałam i włożyłam na siebie jakieś wygodne ubrania
-Logan, tak? - spytałam słodko, ciągnąc go za serce do siebie
-Tak, jakbyś mogła pomóc mi zdjąć tę obrożę, a wgl to kim ty jesteś?!
-Riviera i nie pomogę ci - rzekłam ostro, ciągnąc go coraz mocniej.
- Chce wrócić do domu
- To wracaj, gdzie mieszkasz?
- Sunset Boulevard
- Chwila moment, to jest w Los Angeles...!
- Co w tym dziwnego?
- Jesteśmy w San Diego! Ale mam nadzieję, że dasz sobie radę i jakoś tam dotrzesz, jak będziesz w domu to zadzwoń - powiedziałam, odwracając się i odchodząc, jednak Logan nie dał za wygraną, złapał mnie za nadgarstek i odparł:
-Pomożesz mi wrócić do domu albo pozwę cię o porwanie
-Ale ja cię nie porwałam
-Wiem, ale jak mi pomożesz to zapewnie ci wygodny transport w drogę powrotną
-Nie lubię cię
-Wiem
-Zgoda... ale teraz idę na kolację bożonarodzeniową
-To co ja mam robić?
-Możesz iść z nami
I poszedł. Najlepsza była reakcja babci na widok Logana
-Rivierko, a co to za młodzieniec?
-Leżał pod choinką, babciu... - odparłam z szelmowskim uśmiechem kolejny raz ciągnąc go za serce na obroży.
-Też bym takiego chciała...
-Chcesz, mogę ci go oddać, bo ja go za bardzo nie lubię... - na te słowa, Logan ścisnął moją rękę jeszcze bardziej (nawet nie zauważyłam, że się trzymaliśmy za ręce) i spojrzał na mnie blagalnie
- Chociaż może lepiej dam ci sweter ze świecącym reniferem...
Reszta wieczoru minęła równie przyjemnie, raz nawet przez całkowity przypadek stanęliśmy razem z Loganem pod jemiołą, ale skończyło się na słowach "innym razem"
Następnego dnia wstałam i włożyłam na siebie jakieś wygodne ubrania
Razem z Loganem poszliśmy na dworzec, ale pociąg do L.A. miał być jutro, natomiast bus za 20 minut. Chyba jasne co wybraliśmy...?
Kiedy tak czekaliśmy, spytałam:
-Pamiętasz coś z "porwania"?
-Cóż... pamiętam, ze leżałem pół przytomny w jakimś pudle, a nade mną stał jakiś brodaty grubas w czerwonym ubraniu i drobna kobietka o długich, jasno różowych lokach, błyszczących, niebieskich oczach i białych, pierzastych skrzydłach, miała miły uśmiech... a w ręku trzymała złoty łuk... grubas powiedział do niej "Wiesz, Cupid, chłopaków o tym wyglądzie w promieniu 400 km od San Diego jest naprawdę dużo, o tym charakterze z tymi upodobaniami około 20, a takich co umieją śpiewać tylko 3, jest jednak jeszcze coś i tu cię potrzebuje, jak myślisz, który z nich?"
Na co dziewczyna słodkim głosem rzekła " Myślę... baa... ja wiem, że to Logan" A potem grubas mnie zamknął...
-Łał... jednej nocy spotkałeś i Św. Mikołaja i Cupidynke...
Po około godzinie jazdy busem dojechaliśmy do małej wsi, ale chyba za wcześnie wysiedliśmy...
-Super, czyli do Orange musimy iść na piechotę!
-Zamknij się to nie moja wina!
-Dobra, tylko spokojnie...
-GPS mi mówi, że piechotą stąd do Orange jest około godziny drogi...
Szliśmy w milczeniu, może dlatego, że nikt nie miał odwagi odezwać się do tej drugiej osoby, a może dlatego, że po prostu nie chcieliśmy ze sobą gadać...
W końcu po dlugiej wędrówce autostradą, dotarliśmy do kolejnej wsi z której do Orange było już bardzo blisko.
Usiadła na płocie i przerzuciłam jedną nogę na drugą stronę, natychmiast zaczęłam żałować tego, że założyłam szorty. Logan przyglądał mi się z uniesioną jedną brwią i tym okropnym zawadiackim uśmiechem...
-Nie masz nic lepszego do roboty?- spytałam
-Nie, wolę sobie popatrzeć
-Jesteś okropny
-Wiem, ale kiedy w końcu przyznasz, że ci się podobam?
Podeszłam do niego tak, że nasze twarze dzieliły zaledwie 4 centymetry i rzekłam:
-Nie przyznam, bo mi się nie podobasz, ja cię nawet nie lubię!
-Akurat
Wkurzał mnie sposób w jaki wypowiadał te słowa. Jakby drwił ze mnie i był pewny swojego... Idiota...
Około godziny 14 dotarliśmy do celu, no nie do końca, bo tylko do Orange, ale stamtąd jest już tylko 51 km do Los Angeles! Postanowiliśmy pojechać metrem na dworzec, a dalej jakoś se poradzimy...
-Riviera... wiesz dzięki, że jedziesz ze mną... - powiedział kiedy siedzieliśmy już w wagonie metra
-Inaczej byś mnie pozwał za coś czego nie zrobiłam
-Hah... cieszę się, że tu jesteś, bez ciebie byłoby... nudno...
Po chwili spojrzał mi głęboko w oczy i szeroko się uśmiechnął. Miał taki cudowny uśmiech... co ja gadam?! Nie cierpię tego gościa! I nic, kompletnie nic mi się w nim nie podoba!
Kiedy szliśmy na przystanek (na bezpośredni bus do Los Angeles) z głośników poleciały delikatne tony piosenki "All I want for Christmas is You". Spojrzałam na Logana, a on na mnie z szelmowskim uśmiechem, natychmiast odwróciłam wzrok, ale on objął mnie ramieniem i pociągnął za sobą. Zaczął śpiewać i zachęcać mnie do tego samego. W końcu uległam. Biegaliśmy po całej stacji i śpiewaliśmy. Wyglądało to trochę jak w jakimś teledysku. Było super!
-All I want for Christmas is you, babe...- zaśpiewaliśmy, a muzyka zaczęła cichnąć. Staliśmy na przeciwko siebie i patrzyliśmy sobie głęboko w oczy, po chwili Logan delikatnie się pochylił, ale ja się odsunęłam. Oboje czuliśmy się bardzo zakłopotani.
-To może chodźmy już do tego busa...
-Tak...
Całą drogę do L.A. panowała bardzo napięta atmosfera. Ciekawe dlaczego... Dopiero jak wysiedliśmy wszystko wróciło do normy.
-To była ciekawa i szalona podróż - powiedziałam nie pewnie, kiedy wchodziliśmy do jego ogromnej villi
-Tak, było fajnie
-To jest twój dom?
-Tak, możesz tu zostać jak długo tylko chcesz
-Dzięki, ale muszę wracać...
-Dobra, ale obiecaj, że mnie odwiedzisz- powiedział, tarasując mi drogę ramieniem i patrząc w oczy
-A ty mnie
Logan zaprowadził mnie do salonu, w którym stał ogromny fortepian i poszedł na chwilę na górę.
Podeszłam do instrumentu, stała na nim cała masa jakichś zdjęć. Był na nich Logan i jacyś ludzie. Pewnie jego przyjaciele. Wzięłam do ręki jedno jego zdjęcie i tak jakoś zanuciłam:
- ♪ All I want for Christmas is You ♫
Nagle do salonu wszedł wyżej wymieniony, a ja pośpiesznie odstawiłam fotografię.
-Gotowa?
-Tak
Zaprowadził mnie do... LIMUZYNY! Mój Boże...!
Za nim wsiadłam, przytulił mnie, a potem ruszyliśmy w drogę powrotną do San Diego. Jakoś tak było mi smutno. Nie wiedziałam dlaczego. Kiedy skręciliśmy, przywitało nas czerwone światło sygnalizacji miejskiej. W samochodzie obok jechała zakochana para, a ich auto przyzdobione było jemiołą. I tak jakoś nagle...
-Panie Jacksonie! Muszę wracać!- wrzasnęłam do szofera, wysiadłam i zapukałam do faceta z samochodu obok, ten natychmiast opuścił szybę- Proszę was pożyczcie mi jemiołę, to bardzo ważne!
Para spojrzała na siebie i dziewczyna dała mi gałązkę. Podziękowałam i pobiegłam w stronę domu Logana.
Zapukałam i niemal natychmiast mi otworzył.
-Riviera, co ty tu robisz? - spytał, a na jego twarzy zaczął malować się uśmiech
-Wiesz, bo ja, coś sobie obiecaliśmy i ten no, ja...- zaczęłam jąkać, ale po chwili ucichłam i pokazałam mu jemiołę. Chłopak szeroko się uśmiechnął i szybko pochylił się co doprowadziło do tego, że się pocałowaliśmy.
I to już cała historia. Szalone święta, co nie?